Trasa: Szczyrk - Skrzyczne - szlak zielony - Malinowska Skała, Magurka Wiślańska - szlak zielony - Gawlasi - szlak żółty - Wisła
Mimo niewielkie odległości Wisły od Szczyrku bezpośrednich połączeń między oboma miastami nie ma zbyt wiele (o ile dobrze pamiętam są tylko dwa). Co prawda można kombinować z przesiadką na Przełęczy Salmopolskiej, ale jest to zawsze jakaś strata czasu, więc decyduję się na wyjazd rannym pospiesznym autobusem z wiślanskiego dworca (na innych przystankach autobus ten się niezatrzymuje). Trasa wiodąca przez Przełęcz Salmopolską jest bardzo widokowa. Dzięki uprzejmości kierowcy ja i dwoje innych ludzi możemy wysiąść niemal pod samym wyciągiem na Skrzyczne. Ponieważ prognozy przewidują upał decyduję się właśnie na wjazd. Początkowo oprócz mnie jest jeszcze tylko kilkoro turystów czekających na pierwszy wjazd, potem pojawia się duża grupa kolonijna.
Wjazd odbywa się dwuetapowo. Z krzesełek pięknie widać znajdujące się po drugiej stronie Doliny Żylicy pasmo Klimczoka. Różnica wysokości jest dość znaczna, więc czuć obniżającą się temperaturę.
Wjazd odbywa się dwuetapowo. Z krzesełek pięknie widać znajdujące się po drugiej stronie Doliny Żylicy pasmo Klimczoka. Różnica wysokości jest dość znaczna, więc czuć obniżającą się temperaturę.
Nie ma jeszcze nawet godziny 10.00, więc turytów póki co nie ma jeszcze zbyt wielu tzn. jest sporo ludzi, ale nie są to jakieś dzikie tłumy. Pogoda jest piękna, więc i widoczność dopisuje. Nie można oderwać wzroku od widoków. Na szczycie oprócz nijakiego schroniska (z widokówkami dwukrotnie droższymi niż gdzie indziej) jest jeszcze duży budynek, a obok niego wysoka wieża przekaźnikowa. Co prawda nie dodają górze one uroku, ale dzięki temu Skrzyczne jest bardzo łatwo rozpoznać między innymi dzięki tej właśnie wieży.
Ruszam zielonym szlakiem w kierunku Magurki Wiślańskiej. Szlak biegnie niemal poziomo, więc idzie się praktycznie bez wysiłku. Na dodatek wbrew temu co pokazuje mapa las jest tylko w pierwszej części szlaku, więc niemal cały czas dookoła rozciągają się piękne widoki. Patrzę i patrzę i napatrzyć się nie mogę. Las, który tu kiedyś był umarł i teraz w wielu miejscach stoją tylko kikuty drzew. Wbrew przewidywaniom turystów jest bardzo niewiele. Na niebie prawie nie ma chmur, nie ma też cienia, więc upał daje się mocno we znaki. Schronienie przed żarem z nieba można znaleźć dopiero pod Malinowską Skałą. Skałę widziałam nieraz na zdjęciach i zawsze wydawała mi się mała - w rzeczywistości okazuje się jednak mieć solidne rozmiary. Na stojących tam ławeczkach robię sobie krótką przerwę, a potem ruszam dalej przez Zielony Kopiec na Magurkę. Ludzi nadal niewiele, pojawią się jednak pierwsi rowerzyści.
Na Magurce postanawiam zrobić sobie dłuższą przerwę - czas mam dobry, a dalsza trasa nie jest już długa, więc żal mi zbyt szybko wracać z gór. Siedzę więc sobie dłuższą chwilę i patrzę na lekko zamglony już Beskid Żywiecki. Tymczasem za mną zaczynają gromadzić się groźnie wyglądające chmury. Słychać też dalekie grzmoty, które z każdą chwilą stają się coraz bliższe. Ruszam więc najszybciej jak się da w z powrotem w do Gawlasiego, skąd odchodzi żółty szlak w kierunku Wisły. Hen za mną widzę kobietę z małym dzieckiem - przez chwilę mam ochotę poczekać za nią (krzyczała za mną, żeby spytać skąd odchodzi właśnie mój żółty szlak), ale rozmyślam się, gdy widzę jak wolno ona idzie i gdy widzę jak szybko chmury stają się coraz groźniejsze, a grzmoty coraz bliższe. Ruszam w kierunku Cieńkowa tempem jakim chyba jeszcze nigdy nie szłam. Po drodze ni żywej duszy, co potęguje odczucie grozy. Dookoła tylko las. Czekam tylko na pierwsze krople deszczu. Gdy jednak po pewnie ładnych kilkudziesięciu minutach tego marszobiegu docieram do pierwszych zabudowań widać, że granatowe chmury idą w inną stronę, więc zwalniam. Wreszcie mam czas by podziwiać piękno Cieńkowa, po którym się niczego nie spodziewałam. W cieniu olbrzymiej ciemnej chmury pojawia się Jezioro Czerniańskie z zameczkiem prezydenta (dopiero stąd z góry widać jak pięknie na stoku położone są te budynki). Dalej widok jest jeszcze piękniejszy - idzie się grzbietem mając Wisłę Malinkę po prawej stronie i i Wisłę Czarne po lewej stronie. Naprawdę pięknie. Znów pojawia się słońce i robi się skwarnie i żal mi, że to już koniec szlaku. Zatrzymuję się jeszcze tylko na chwilę w przydrożnym barze z tarasem zawieszonym nad stromym stokiem opadającym ku Malince. Jakby się też chciało zostać tam na zawsze!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz