poniedziałek, 6 maja 2013

Beskid Wyspowy: Na Luboń Wielki z Rabki Zdroju
























 
Trasa: Rabka Zdrój - szlak żółty - Luboń Wielki - szlak niebieski - Rabka Zdrój
 
Ostatni dzień mojej majówki. Trasa musi być krótka, bo przede mną długi powrót do domu. W sam raz będzie Luboń Wielki.
 
Luboń to bardzo charakterystyczna góra. Niby nieduża, bo ledwo przekracza 1000 m npm, ale z racji tego, że jest tak wyizolowana robi wrażenie góry potężnej (np. z zakopianki). Charakterystyczna także z uwagi na znajdującą się na jej szczycie stację nadawczą widoczną z daleka i w razie wątpliwości stanowiącą punkt rozpoznawczy. I wreszcie charakterystyczny z powodu wyjątkowego schroniska. Mały budyneczek, taka chatka na kurzej łapce.
 
Na górę wchodzimy najciekawszym pewnie szlakiem, a więc żółtym, zwanym Percią Borkowskiego. Szlak cały czas prowadzi lasem. W dolnej części większych atrakcji nie ma z wyjątkiem jakiś mokradeł, których ominąć się nie da i w których grzęźnie mi cały but. Najciekawsza część to skalisty rejon podszczytowy. Gołoborze choć niewielkie robi wrażenie zwłaszcza, że szlak prowadzi właśnie po nim. Dalej jest jeszcze nieduży, ale ciekawy fragment wiodący po skałach, z których widać Tatry. A za skałkami jeszcze krótkie, ale naprawdę bardzo strome podejście. Po jego pokonaniu już tylko kilka kroków do  schroniska. Niestety z niewiadomego mi powodu schronisko zamknięte.
 
Po drodze turystów zero, na górze dwoje ludzi. Cisza więc i spokój. Widok z Lubonia imponujący nie jest, bo jest bardzo ograniczony, ale na pewno warto tą górę zdobyć. Z powodu bliskości miasteczek i dróg, których odgłosy dochodzą na sam szczyt mam trochę wrażenie jakbym była w parku. a nie na górskim szlaku.
 
Droga powrotna upływa mi na poszukiwaniu strumyka, w którym mogłabym doprowadzić do jako takiego porządku mój ubłocony totalnie but. Szlak prowadzi lasem. Niżej,  tuż nad pierwszymi zabudowaniami Rabki jest jednak niewielka polanka, z której znów widać Tatry oświetlone jakimś nierealnym światłem. Na tej wysokości takiego widoku się nie spodziewałam. Jeszcze kilka kroków i pożegnanie z górami...
 
W Rabce tarabanię się z bagażami na dworzec (lub raczej plac dworcowy) PKS. Jak na zawołanie stoi akurat bus do Krakowa. Wsiadam jak stałam, z rozwianymi włosami, niedoczyszczonymi butami, zasapana od ciągnięcia walizki. Do porządku doprowadzam się dopiero na krakowskim dworcu. Przede mną jeszcze 10-godzinna podróż...
 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz