sobota, 13 czerwca 2009

Beskid Żywiecki: Babia Góra z Krowiarek





Trasa: Krowiarki - szlak czerwony - Babia Góra - szlak czerwony - Sokolica - Perć Przyrodników - szlak niebieski - Krowiarki

Od rana aż strach patrzeć przez okno - tak pochmurno. Jestem jednak umówiona z grupą mieszkającą w ośrodku, która jedzie autokarem na Krowiarki, więc czekam aż się zbiorą. Miałabym ochotę zrezygnować, ale skoro oni się nie poddają, to mnie też nie wypada. Gdy wsiadamy do autobusu, zaczyna padać. Zastanawiam się, co to będzie dalej.

Pierwotnie planowałam przejście z Krowiarek na Policę i Halę Krupową, a dalej do Skawicy, ale widząc rano chmury rozmyśliłam się. Uznałam, że lepiej iść na Babią, bo tam mogę załapać się na oglądanie chmur z góry, co na Policy wydawało mi się niezbyt prawdopodobne.

Na Krowiarkach ludzi dużo. Nic dziwnego - jest sobota, a na dodatek długi weekend. Prawie wszyscy ubrani lekko, żeby nie powiedzieć bardzo lekko. Kilkoro ludzi z "mojej" wycieczki chce iść Percią Akademicką. Ich przewodniczka się jednak nie zgadza, więc wszyscy idą standardowym czerwonym szlakiem. A na nim ludzi naprawdę dużo. Cały czas idzie się sznurkiem. Tempo trzeba trzymać takie, jak inni, bo albo trzeba wyprzedzać albo samemu będzie się wyprzedzanym. Nie za bardzo mi się to podoba. Chcąc trochę odpocząć trzeba szukać szerszych fragmentów szlaku, bo gdzie indziej każdy odpoczywający staje się zawalidrogą. W gęstym lesie nie czuć deszczu, a z racji podchodzenia pod górę jest dość ciepło. Gorzej będzie począwszy od Sokolicy. O ile do Sokolicy uważałam, że ubrałam się za ciepło, o tyle od Sokolicy przez następne parę godzin będzie mi strasznie zimno. Najpierw zaczyna mocno wiać zimny wiatr. Zakładam czapkę i kaptur. Dookoła mgła lub chmury - jedno jest pewne - widoczność żadna. Po jakimś czasie zaczyna zacinać prosto w twarz lodowaty deszcz, a potem także śnieg. Wiatr tak siecze, że ręką przytrzymuję sobie kaptur, żeby zasłonić chociaż jeden policzek. Dłoń marznie mi jednak tak bardzo, ze palców wręcz nie czuję, chociaż mam rękawiczki. Odechciewa mi się wszystkiego. Chwilami wiatr wieje tak mocno, ze trzeba przystanąć, bo nie sposób iść. A naokoło mnóstwo ludzi - przede mną i za mną. Duża ich część idzie w ubraniach letnich - krótkie spodenki, krótkie rękawy, a jedynym okryciem jest foliowy płaszcz przeciwdeszczowy. Nie wiem, jak tak się da iść - z takim ekwipunkiem już dawno bym zawróciła. W końcu mam dość. Chowam się od wiatru za jakimiś skałami i myślę. Nie wiem, jak jeszcze daleko do szczytu, bo nic nie widać. Widzę tylko kryształki śniegu oblepiające kamienie. Jedyny raz wyciągam aparat, żeby im zrobić zdjęcie. Mimo kiepskiego morale postanawiam iść dalej. I dobrze, bo okazuje się, że szczyt jest już tuż tuż. Na górze tłum ludzi. Wszyscy chowają się za murkiem z kamieni. Trzęsę się jak galareta i myślę tylko o tym, że to jeszcze nie koniec, że będzie trzeba jeszcze wrócić. Czym prędzej zbieram się więc w drogę powrotną.

Teraz jest nieco lepiej, bo wiatr wieje w plecy. Po jakimś czasie robi mi się nawet w miarę ciepło. Powoli chmury przerzedzają się i można obserwować, jak Sokolica raz pokazuje się, a raz niknie - wszystko w przeciągu kilku chwil. Gdy jestem na Sokolicy, pogoda robi się już bardziej znośna i chociaż planowałam powrót czerwonym szlakiem do Krowiarek, to przypominam sobie o zielonym szlaku zwanym Percią Przyrodników, prowadzącym do Górnego Płaju. Cofam się więc kilka kroków i ruszam tym właśnie szlakiem.

Szlak jest piękny na całej długości. Nie bez powodu nazwany został Percią Przyrodników. Roślinność jest tu niezwykle bujna, gęsta, soczyście zielona, a do tego sprawiająca wrażenie bardziej pierwotnej niż gdzie indziej. Ścieżka jest wąska i bardzo stromo. Po niedawnym deszczu jest bardzo ślisko i trzeba dwa razy pomyśleć zanim postawi się gdzieś stopę - zwłaszcza w górnej części. Co ciekawe nie idzie tędy nikt, absolutnie nikt. Wydaje mi się to nieprawdopodobne zważywszy na ruch jaki był na czerwonym szlaku.

Perć Przyrodników prowadzi do niebieskiego szlaku z Krowiarek na Markowe Szczawiny zwanego Górnym Płajem. Tu ludzi nieco więcej, chociaż też nie za dużo. Po kilkunastu minutach wyłania się po lewej stronie Mokry Stawek, do którego prowadzi boczna dróżka. Staw jest nieduży, ale ma ładny kolor. Zatrzymuję się tam na chwilę i idę dalej do Krowiarek. W międzyczasie wychodzi nawet słońce - na jego widok byłabym niemal gotowa na powrót na Babią. Jest już jednak dość późno i jest to zupełnie nierealny pomysł. Żal mi jednak bardzo, bo to ostatni dzień w Zawoi - następnego dnia rano wyjazd do domu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz