środa, 10 czerwca 2009

Zawoja: Skansen





Na ten dzień zaplanowałam krótką trasę w granicach Zawoi: Skansen w Markowej, stamtąd do Czatozy, z powrotem do Markowej i dalej niebieskim szlakiem do Policznego. Bardzo szybko popsuła się jednak pogoda i planów nie udało mi się zrealizować poza głównym ich elementem, a więc skansenem.
Skansen połozony jest kilka minut w górę od przystanku w Markowej. Jest niewielki, bo jest w nim tylko kilka budynków, ale za to jest pięknie położony pod Babią Górą. Chociaż w żaden sposób nie dorównuje on skansenowi w Zubrzycy, to jest niezwykle urokliwym miejscem.
Ze skansenu idę do Czatoży. Po drodze nie ma nic szczególnie ciekawego - ot, taka przechadzka skrajem lasu. Tym samym szlakiem wracam do Markowej, a potem obieram szlak niebieski. W planach mam Sulową Cyrhlę, Rbny Potok i Polanę Norczak. Niestety ledwo wchodzę w las, słychać pierwsze dalekie grzmoty. Nd głową widać niewielki fragment nieba, ale z tego, co widzę jest bardzo pochmurno. Zastanawiam się, co robić - czy iść dalej, czy wracać do Markowej. Postanawiam zaryzykować, w razie czego po drodze będzie jeszcze możliwość skrócenia trasy i powrou do cywilizacji. Grzmoty stają się jednak coraz bliższe, więc przyspieszam tak, że brak mi tchu i co chwila muszę się zatrzymywać. Żałuję, że nie wycofałam się w porę. Widzę, że ryzykowne jest forsowanie szlaku do końca, więc skręcam w szlak czarny, od którego odchodzi zielona ścieżka przyrodnicza prowadząca prawie do Wilcznej. Ścieżka jest pięknie położona na niewielkim niezalesionym wzniesieniu. Po obu stronach pięknie widać doliny i góry ponad nimi. Widać jednak także granatowe kłęby chmur. Chociaż wyglądają pięknie, to nie mam ochoty czekać na to, co ze sobą przyniosą. Niestety ścieżka jest fatalnie oznakowana, kilkukrotnie gubię znaki, co potęguje tylko zdnerwowanie i wydłuza drogę. Co i rusz zerkam na mapę, nawet nie chowam jej juz do plecaka, ale mimo to nie mogę się zorientować, w którym dokładnie miejscu jestem. Dookoła widać zabudowania Zawoi, ale nie wiadomo, jak się do nich dostać. W końcu udaje mi się zejść na tyle nisko, że wydaje się ich główna droga jest już tuż tuż. Przechodzę czyjeś podwórku i jest to ostatnie miejsce, gdzie widzę znaki. Wybieram drogę, która wydaje mi się najbardziej sensowna, chociaż z drugiej strony, to wcale nie wygląda ona jak część ścieżki przyrodniczej. Po krótkim czasie słyszę odgłosy ulicy, więc jestem pewna, że już koniec. Prawda, ale okazuje się, że drogą ta jednak była zła, bo kończy sie nad brzegiem rzeczki. Nie zamierzam szukać innej drogi, więc dalej przez rzekę na drugą stronę. Stamtąd mam jeszcze kawałek do ośrodka i po drodze łapie mnie jeszcze niewielki deszcz.

1 komentarz:

  1. mimo złej pogody zdjęcia wyszły całkiem dobre, nawet widać na nich słońce ;). polecamy

    OdpowiedzUsuń