poniedziałek, 8 czerwca 2009

Beskid Żywiecki: Babia Góra z Krowiarek











Trasa: Krowiarki - szlak czerwony - Babia Góra - szlak czerwony - Markowe Szczawiny - szlak zielony - Zawoja

Szlak z Krowiarek jest chyba najpopularniejszym szlakiem prowadzącym na Królową Beskidów. Jak przypuszczam mają na to wpływ dwie rzeczy. Po pierwsze - większa część szlaku przebiega grzbietem poza lasem, stąd przez cały czas rozciągają się dookoła rozległe widoki. Z lewej strony Tatry, z prawej Zawoja i góry rozciągające się nad nią, a za plecami Pasmo Polic z Policą i charakterystycznym choć niewysokim Mosornym Groniem. Po drugie - szlak nie jest zbyt męczący z wyjątkiem niespełna godzinnego odcinka pomiędzy Krowiarkami a Sokolicą. Z drugiej jednak strony popularność tego szlaku wcale nie wpływa pozytywnie na możliwości komunikacyjne - z Zawoi do przełęczy nic nie jeździ (być może w wakacje są jakieś kursy, ale jeśli już też nieliczne). W czasie mojego pobytu w Zawoi, mimo, że był to okres długiego weekendu czerwcowego, nie jeździło tam absolutnie nic, ani autobusy ani prywatne busy. Trzeba albo iść na pieszo (około półtorej godziny) albo próbować autostopem. Mnie do przełęczy udaje się dojechać z wycieczką szkolną mieszkającą w tym samym domu co ja.

Na początku szlaku, na przełęczy Krowiarki znajduje się kasa Babiogórskiego Parku Narodowego, gdzie trzeba kupić bilet wstępu, kiosk z pamiątkami, kilka ławek. Kawałek od przełęczy w kierunku Zubrzycy jest duży parking. Oprócz mnie na szlak wychodzi tylko ta wycieczka, z którą przyjechałam i kilka innych osób. Fragment do Sokolicy jest dość męczący, bo szybko pokonuję się przewyższenie 300 metrów. Można się zasapać. Widoków raczej nie ma, z wyjątkiem kilku miejsc, gdy między drzewami pojawia się Pasmo Polic. Sam las jest jednak piękny - roślinność bujna, soczysta, pięknie prezentuję się zwłaszcza w porannym słońcu.

Sokolica jest pierwszym punktem widokowym na szlaku. Panorama bardzo szeroka - widać północne stoki Babiej Góry i Zawoję z otaczającymi ją górami. Mimo, ze generalnie jest ciepło, to tam zaczyna wiać wiatr i ubieram kurtkę. Zaraz za Sokolicą kończy się las i zaczyna kosodrzewina. Jestem już na wysokości powyżej 1400 m npm i mimo, że jest czerwiec gdzieniegdzie pokazują się płaty śniegu. Szlak jest tu łagodny i idzie się znacznie lżej niż wcześniej. Do tego te widoki! W którymś momencie pokazują się Tatry. Widać też Małą Babią Górę. Po drodze pustki - poza "moją" wycieczką prawie nie ma ludzi. Mijam kolejne kulminacje i kilka razy wydaje mi się, że tuż przede mną jest już szczyt, ale za każdym razem, gdy na ten domniemany szczyt wchodzę, widzę przed sobą kolejny jeszcze wyższy. W którymś momencie staje się to nawet denerwujące. Wreszcie jednak staję na tym zdecydowanie najwyższym. Mocno wieje, więc chowam się za ułożoną z kamieni ścianą i podziwiam okolice Zawoi. Kilkoro ludzi wspina się Percią Akademicką - ja też chciałabym się tam wybrać. Podpytuję więc o warunki. Mówią, że w kilku miejscach śnieg. Jak tak, to chyba jednak zrezygnuję. Niestety gromadzi się sporo chmur, co sprawia, że dalsze góry są lekko zasnute mgłą. Z drugiej jednak strony te chmury, które są nad Babią są tak nisko nade mną, że chciałoby się wyciągnąć rękę i je złapać - wrażenie niesamowite. W miarę upływu czasu ludzi coraz mniej. Chociaż nie mogę się napatrzyć, to czas ruszyć dalej w kierunku Przełęczy Brona. Z pustego, bardzo widokowego szlaku dostrzegam całą Perć Akademicką. Chwilę zatrzymuję się na przełęczy i idę dalej do Markowych Szczawin. Szlak jest tu w większości stromy i trzeba patrzeć pod nogi. Dookoła bujna roślinność. Wśród niej sporo niewielkich roślinek o podłużnych harmonijkowatych liściach. Nigdy takich nie widziałam, więc fotografuję je z każdej strony. Tuż przed schroniskiem zaczyna kropić deszcz. Na Markowych Szczawinach plac budowy. Stare schronisko rozebrane, nowe w budowie, a prowizoryczny bufet działa w sąsiednim budynku. Niestety do środka wejść nie można. Pozostaje siedzenie na dworzu - na szczęście deszcz przestał padać. Przyglądam się budowie - coś nie podoba mi się ten nowy budynek. Ten stary był mały, ale miał swój charakter, a ten przypomina mi jakąś masową produkcję. No i jest znacznie większy od poprzedniego. Niemniej ciekawa jestem efektu końcowego.

Od Markowych Szczawin szlak jest już znacznie mniej ciekawy, cały czas biegnie lasem. Z Zawoi Markowej, w której się kończy, jest jeszcze spory kawałek do Wilcznej, w której mieszkam. Zgodnie z rozkładem powinien być za chwilę autobus, więc postanawiam poczekać. Ale tu niespodzianka - mimo długiego oczekiwania autobus nie przyjeżdża, więc jestem zmuszona iść na pieszo. Od tej pory z przymrużeniem oka traktuję wszystkie rozkłady!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz