niedziela, 9 sierpnia 2009

Beskid Żywiecki: Hala Boracza







Trasa: Węgierska Górka - szlak niebieski - Hala Boracza - szlak niebieski - Rajcza

Hala Boracza nie była moim priorytetem podczas tego wyjazdu. Nie jest położona zbyt wysoko, więc nie spodziewałam się po niej nadzwyczajnych widoków. Widziałam też zdjęcie schroniska znajdującego się na hali. Brzydkie, bardzo brzydkie. Ot, zwykły klocek. Stąd było to dopiero któreś miejsce w mojej kolejce "priorytetów". W trasę ruszyłam więc bez większego entuzjazmu. Wcześnie rano, bo dzień zapowiadał się upalnie.

Szlak zaczyna się niedaleko dworca PKP w Węgierskiej Górce i prowadzi do Żabnicy. Początkowo jednak brak niebieskich znaków. Trzymam się więc znaków czerwonych prowadzących na Abrahamow, jako że oba te szlaki początkowo biegną wspólne. Mankamentem jest to, że trzeba iść szosą.

Bardzo szybko po prawej stronie pojawia się fort "Wędrowiec". Jest on jednym z kilku takich obiektów w Węgierskiej Górce. Powstały one w lipcu-sierpniu 1939 roku, a ich obrona przeszła do historii pod nazwą "Westerplatte południa". Jest to betonowa konstrukcja, częściowo ukryta w ziemi, ze stanowiskami strzelniczymi i sterczącym w kilku miejscach zbrojeniem. Zapewne to ślady walk, jakie tu stoczono. Obok stoi tablica pamiątkowa podająca w pigułce najważniejsze informacje na temat tutejszych fortów. Atrakcją są też zdjęcia fortów z okresu walk. Do środka wejście jest możliwe, ale niestety konieczne jest wcześniejsze telefoniczne uzgodnienie terminu.

Kawałek dalej pojawiają się znaki kierujące do drugiego fortu, fortu "Wąwóz". Prowadzi do niego polna dróżka wiodąca na niewielkie wzgórze. Przy drodze wielkie jeżyny - o dziwo dojrzałe, bo wszędzie indziej raczej nie nadają się do jedzenia. Fortu niestety nigdzie nie widzę, więc wracam. Nie chce mi się przedzierać przez wysokie trawy. Tym bardziej, że zaczyna dawać się we znaki upał. Dopiero, gdy wychodzę na szosę widać fragment budowli. Nie wiem, dlaczego nie udało mi się trafić - może za bardzo skupiłam się na jeżynach...

Dalej do przejścia jeszcze kawałek szosą, a potem szlak skręca ostro w prawo, mija kilka domów i zaczyna wspinać się na stok 800-metrowego Borucza. Na początek łąką. Droga jest, ale jest tak zarośnięta, że wolę iść obok. Jest to jednak krótki odcinek. Kawałek dalej pojawiają się zarośla - ni to drzewa, ni to krzewy. Takie nie wiadomo co. Nie jest przyjemnie. Widoków nie ma żadnych. Ludzi brak. Szczyt Borucza mijam nie wiadomo kiedy. Na mapie zaznaczony jest na nim punkt widokowy, ale chyba dawno już zarósł. Jest bardzo gorąco i mimo niewielkiej wysokości jestem zmęczona tym podchodzeniem. Mimo, że ruszyłam dość rano, to sporo czasu spędziłam przy forcie i teraz zbliża się już południe. Dalej szlak zmierza w kierunku szczytu Prusow, to 200 metrów wyżej od Borucza. Tu jest już zdecydowanie łatwiej, bo otwiera się panorama Kotliny Żywieckiej, co pozwala zapomnieć o upale. Widoczność jest rewelacyjna. Od lewej widać Skrzyczne - charakterystyczny szczyt z wieżą na szczycie. Dalej chyba Bielsko-Biała, potem Żywiec, a za nim Beskid Mały z widocznie wyraźną górą Żar. I oczywiście Jezioro Żywieckie z żaglówkami. Podobne widoki pojawiają się jeszcze kilkakrotnie. Nieprawdopodobne jak szerokie jest pole widzenia nawet na tak niewielkiej wysokości, a jest to około 1000 m. npm. W miarę upływu czasu pojawiają się inni turyści, a także kilkoro rowerzystów. Wszyscy zmierzają w tym samym kierunku co ja. Tłumów nie ma, ale przynajmniej wiem, że nie jestem zupełnie sama. W którymś momencie pojawia się Pilsko pomiędzy Romanką i drugim szczytem, którego nazwy nie pamiętam (może to Lipowska...).

No i wreszcie Hala Boracza. Widziana z niewielkiej wysokości sprawia wrażenie leśnej oazy. Niewielka ilość zabudowań, klockowate schronisko, baca przepędzający wraz z psami spore stado owiec dzwoniących dzwoneczkami. (Tak duże stado owiec zdarzyło mi się zobaczyć wcześniej tylko w Pieninach, w okolicy Jaworek.) Patrząc na to, można pomyśleć, że jest się w miejscu odległym od cywilizacji, chociaż tak naprawdę hala położona jest bardzo blisko Żabnicy Skałki, o czym szybko można się przekonać po dojściu do schroniska. Nie da się ukryć, że jest ono brzydkie, w środku jest jeszcze gorzej. Na dodatek brak widokówek - pani oferuje mi karty zimowe! I najważniejsze - przy budynku prawdziwe tłumy, w większości tłumy bardzo głośne. Zastanawiam się, co też sprowadziło tu tych wszystkich ludzi. Wytłumaczenie jest proste. Do hali prowadzi z Żabnicy Skałki droga dostępna, z tego co widzę, dla przeciętnych samochodów. Tłumy przyjechały więc samochodami. Siedzą teraz, piją piwo i krzyczą tak głośno jak się da. Z trudem udaje mi się znaleźć miejsce przy stole. Dookoła kręci się sporo psów wędrujących z właścicielami po górach. Psy czują się bardzo swobodnie, łażą to tu, to tam. Sam budynek jest niejako na szczycie hali i pięknie widać stamtąd najbliższą okolicę. Niestety gromadzą się chmury i psują nieco widok. Z tego, co słyszę wiele osób wybiera się dalej na Redykalny Wierch oraz Lipowską i Rysiankę. Trochę mi szkoda, bo też chciałabym iść dalej, ale to nadmiernie przedłużyłoby wycieczkę. Zastanawiam się więc, czy wracać mam do Węgierskiej Górki tym samym szlakiem, którym przyszłam (chciałabym jeszcze raz spojrzeć z góry na Kotlinę Żywiecką), czy też iść niebieskim prosto do Rajczy. Jest jeszcze opcja zejścia do Milówki szlakiem zaczynającym się przy schronisku, ale większość tego szlaku biegnie przez wieś, gdzie już byłam. Decyduję się więc na zejście niebieskim do Rajczy. Zgodnie z mapą to 2 godziny drogi.

Na początku szlaku niewielka hala z pięknym widokiem na Boraczą. Widać ją stąd całą. Teraz dopiero ukazuje się w pełnej krasie. Okazuje się, że jest ona wybrzuszeniem wśród ciemnozielonych wzgórz. W centralnej części oczywiście schronisko. I jeszcze coś. Echo niesie odgłosy mszy gdzieś z dołu. Słychać poszczególne słowa modlitw i pieśni. Wrażenie niesamowite - jednocześnie jest się bowiem daleko i blisko świata. Dalej będzie już niestety mniej atrakcyjnie. Cały czas las i ani żywej duszy. Nie wiem, gdzie się podziali Ci wszyscy ludzie ze schroniska. Trójkę turystów spotykam dopiero na samym końcu, przy pierwszych zabudowaniach. W którymś momencie szlak staje się bardzo stromy, ale jednocześnie otwiera się piękny widok na centrum Rajczy i otaczające ją góry. Potem jeszcze rzeźbiony ul, nieco podobny do tych ze skansenu w Pszczynie i ... wyprawy koniec.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz