sobota, 8 sierpnia 2009

Beskid Żywiecki: Na Krawców Wierch





Trasa: Glinka - szlak żółty - Krawców Wierch - szlak żółty - Glinka

Bardzo dużo obiecywałam sobie po tym dniu i niestety bardzo się zawiodłam. Na podstawie wcześniej przeczytanych informacji nabrałam przekonania, ze Hala Krawcula jest jednym z najatrakcyjnieszych miejsc w Beskidzie Żywieckim. Z takim też przekonaniem ruszyłam w trasę.

Po długiej trasie dzień wcześniej, chciałam zrobić sobie krótką wycieczkę z możliwością dłuższego pobytu w schronisku, bo zawsze czas mam dość napięty i przebywanie w schroniskach staram się ograniczać. Najkrótsza droga na szczyt wiedzie z Glinki, do której z łatwością można dojechać z Rajczy. Szlak zaczyna się zaraz przy przystanku. Początkowo prowadzi ostro w górę po betonowych płytach, więc ten etap nie jest najprzyjemniejszy. Na szczęście jest dość krótki, a potem szlak staje się bardzo łagodny. Wędrówkę urozmaicają polany, z których roztacza się widok na okoliczne wioski. Tradycyjnie już ludzi brak. Pojawia się za to uwięziony w błocie maluch. Ciekawe, kto tez wybrał się takim pojazdem w góry... Ostatni etap biegnie cały czas lasem. Po niespełna dwugodzinnej wędrówce pojawia się Hala Krawcula z Bacówką pod Krawców Wierchem.

Ku mojemu zaskoczeniu przy bacówce kręci się sporo ludzi, rozbitych jest kilka namiotów. Jest ich znacznie więcej niż na Rysiance, Lipowskiej, a nawet Wielkiej Raczy, a wciąż pojawiają się nowi. Moje zdziwienie jest tym większe, że na stronie internetowej bacówki jest informacja, że jest ona, z racji położenia, jednym z najrzadziej odwiedzanych miejsc w Beskidach. A tu taka niespodzianka! Wraz ze zdziwieniem pojawia sie jednak rozczarowanie, bo spodziewałam się nadzwyczajnych widoków, a tymczasem spod samej bacówki, która położona jest w dolnej części hali nie za dużo widać. Od razu ruszam więc w górę z nadzieją, że tam będzie lepiej. I jest rzeczywiście, chociaż nie jest tak, jak sie spodziewałam. Sama hala jest piękna, cała w żółtych kwiatach, z mnóstwem malin. Maliny dość szybko nudzą mi się jednak, więc idę na ławeczkę pod krzyżem w górnej części hali. Widoczność jest bardzo dobra, więc znów widać Małą Fatrę, chociaż nie tak wyraźnie jak z innych miejsc. Najładniej widać Wielką i Małą Rycerzową jako dwa bliźniacze szczyty z halą po środku.

W miarę upływu czasu pojawia się coraz więcej ludzi, można powiedzieć, że robi się nawet tłoczno, jak na beskidzko-żywieckie warunki rzecz jasna. (Niech ktoś przypadkiem nie wyobraża sobie tutaj tłoku tatrzańskiego.) Zaczynam się trochę nudzić, więc myślę, gdzie by tu jeszcze iść. W okolicy nie ma jednak nic ciekawego, a przynajmniej niczego takiego nie znajduję na mapie. Wszędzie stąd daleko. Postanawiam więc wrócić do Rajczy.

Pierwotnie planowałam powrót niebieskim szlakiem do Złatnej, ale podsłuchuję czyjąś rozmowę - ludzie nie polecają tego szlaku, bo jest podobno zarośnięty i pozbawiony widoków. Poza tym pewnie łatwie będzie mi znaleźć autobus w Glince niż w Złatnej, więc ostatecznie decyduję się na powrót tą samą drogą, którą przyszłam. Wracam zawiedziona - widoki nie takie, jakich się spodziewałam, trasa krótka. Ogólnie domiuje wszechogarniające uczucie niedosytu. Trudno...

1 komentarz:

  1. Oglądam ładne zdjęcia, a opisy jeszcze barwniejsze, gdzie byłem to przywołują obrazy, a resztę sobie wyobrażam. Szukam inspiracji na te wakacje lub chociaż weekend:)

    OdpowiedzUsuń